Każdemu faworytowi zdarzają się mecze, gdy po prostu idzie bardzo ciężko, jakby pod górę. Zespół nie gra dobrze i musi się męczyć. Niezwykle ważne jest jednak, aby nawet w takich spotkaniach przechylić szalę zwycięstwa na własną korzyść, bo to może okazać się kluczowe przy ostatecznym rozrachunku. Taki właśnie mecz przytrafił się Anwilowi Włocławek w Kołobrzegu, ale dzięki dobrej końcówce „Rottweilery” i tak potrafiły odnieść zwycięstwo.
Kotwica Kołobrzeg postawiła Anwilowi Włocławek bardzo trudne warunki. Już od początku spotkania to właśnie gospodarze byli stroną dominującą i po pierwszej kwarcie prowadzili 15:12. W drugiej odsłonie gra cały czas była bardzo wyrównana. Anwil trzymał się blisko rywali głównie dzięki celnym rzutom trzypunktowym Dardana Berishy. Reprezentant Polski trafił w tym czasie cztery „trójki”. Tuż przed przerwą punkty zdobył Corsley Edwards i było 34:34. To jednak nie oznaczało zejścia do szatni przy stanie remisowym, bo piłkę w swoje ręce wziął Reginald Holmes i trafił z połowy boiska! Do przerwy Kotwica była na trzypunktowym prowadzeniu.
Trzecią kwartę lepiej rozpoczęli goście, bo punkty zdobywali Łukasz Majewski (w całym meczu 6 pkt), Corsley Edwards oraz Krzysztof Szubarga. Nie oznaczało to jednak przejęcia przez Anwil kontroli nad boiskowymi wydarzeniami. Od tego „Kotwa” chyba jeszcze bardziej się rozwścieczyła i pokazała pazur. Gospodarze prowadzenie głównie przez Jessie’go Sappa szybko wyszli na 11-punktową przewagę. Taki stan rzeczy utrzymywał się nawet jeszcze na 1:30 min przed zakończeniem kwarty. Wtedy jednak Majewski i Nick Lewis trafili ważne rzuty zmniejszając stratę. Przed ostateczną kwartą Kotwica prowadziła już tylko 59:55.
W czwartej kwarcie na pierwsze punkty musieliśmy długo czekać. Wreszcie po 2:20 min gry przełamał to John Allen wykorzystując jeden rzut wolny. Kotwica jednak szybko odpowiedziała sześcioma „oczkami” i w połowie ostatniej kwarty prowadziła 65:56. Wydawało się, że jest na bardzo dobrej drodze do zwycięstwa. Wtedy jednak stało się to, na co czekali włocławscy kibice. Anwil się przebudził i zrobił to co w tym sezonie robi świetnie, czyli rozegrał świetną końcówkę. Grę na swoje barki wzięli głównie Dardan Berisha, Corsley Edwards czy John Allen. Teraz to goście zdobywali punkty seriami. Zanotowali run 13-0 przez ponad trzy minuty gry. Anwil znalazł się na fali, a Kotwica szła na dno. Ekipa z Kołobrzegu starała się jeszcze coś zmienić, ale na staraniach się skończyło, bo „Rottweilery” nie oddały już dominacji w tym meczu. W ostatniej minucie na linii rzutów wolnych bezbłędni byli Allen oraz Krzysztof Szubarga. Z drugiej strony barykady z dystansu nie mógł już trafić Reginald Holmes. Po końcowej syrenie na tablicy świetlnej przedstawiał się wynik 70:76 dla Anwilu.
Ten mecz ciekawie zapowiadał się pod względem pojedynku czołowych centrów naszej ligi. Z jednej Darrell Harris, a z drugiej Corsley Edwards. Żaden z nich nie odegrał jednak pierwszoplanowej roli w tym spotkaniu. Harris zanotował 6 punktów i 7 zbiórek. Edwards przez większość czasu również grał poniżej swojego poziomu, ale w kluczowych momentach dał wsparcie drużynie i ostatecznie ugrał „swoje”. Zanotował na swoim koncie 15 punktów i 5 zbiórek.
To jest kolejne spotkanie, w którym Jessie Sapp pokazał swoją klasę. Zawodnik Kotwicy rzucił 27 punktów na dobrej skuteczności 9/11 z gry. To on był motorem napędowym „Kotwy”. Wcześniejszy mecz z ŁKSem Łódź nie był przypadkiem. Dzielnie wspierali go jeszcze Tomasz Kęsicki (15 pkt i 5 zb) oraz Reginald Holmes (13 pkt).
Po stronie Anwilu jak prawdziwy snajper zagrał Dardan Berisha. Raził rywali głównie z dystansu. Trafił sześć razy zza łuku. Łącznie zdobył 24 punkty i miał jeszcze 5 zbiórek. Ważnymi ogniwami w zespole gości byli również Nick Lewis (11 pkt i 7 zb) i Krzysztof Szubarga (10 pkt, 7 as i 6 zb).
Kotwica Kołobrzeg – Anwil Włocławek 70:76 (15:12, 22:22, 22:21, 11:21)