Anwil Włocławek wręcz tragicznie rozpoczął obecny sezon przegrywając z łódzkim beniaminkiem. Natomiast Trefl Sopot radził sobie dotychczas bardzo dobrze pokonując wyraźnie Politechnikę oraz ŁKS. Dzisiaj obydwa zespoły stanęły na przeciwko siebie. Emocji nie brakowało, a wynik rozstrzygnął się dopiero w ostatnich sekundach.
Spotkanie o wiele lepiej rozpoczął Trefl Sopot. Grali szybką, zespołową i przede wszystkim zespołową koszykówkę. Natomiast Anwil Włocławek miał problemy zarówno w defensywie jak i ofensywie. Goście wykorzystywali błędy włocławian bez skrupułów. Gospodarze wielokrotnie dopuszczali do sytuacji, w której zawodnicy Trefla mogli przymierzyć z dystansu bez żadnego obrońcy. Przewagę graczy z Sopotu doskonale odzwierciedlał wynik. Na 4:13 min przed zakończeniem pierwszej kwarty tablica świetlna pokazywała wynik 6:18. Wtedy jednak trener Emir Mutapcic poprosił o czas.
Można powiedzieć, że to był punkt zwrotny. Od tej chwili Anwil wyraźnie złapał wiatr w żagle, a gra Trefla stanęła. Teraz to goście z Sopotu o wiele częściej popełniali wręcz głupie błędy. Włocławianie gonili, ale ostatecznie i tak nie dogonili. Zdecydowanie jednak zmniejszyli straty. Po pierwszej odsłonie meczu przegrywali 15:18.
W drugiej kwarcie zastój w grze Trefla cały czas trwał. Sopocianie kolejne punkty na swoim koncie zapisali dopiero po ponad trzech minutach tej odsłony. Anwil jednak nie potrafił wykorzystać słabszej dyspozycji rywali. Trzymał się z wynikiem blisko Trefla, ale nie potrafił „dodać gazu” i odskoczyć przeciwnikom. Mecz stał się bardziej wyrównany. W końcówce to jednak gracze z Sopotu znowu pokazali lepszą koszykówkę i wyraźniej zarysowali naszą przewagę. W ostatnich sekundach Dardan Berisha udanie wszedł pod kosz i zmniejszył trochę te straty. Przy zejściu do szatni na tablicy widniał wynik 27:35. Z tą ostatnią akcją wiążą się jednak pewne kontrowersje. Po tym jak piłka wpadła do kosza sędziowie nie zatrzymali czasu. W związku z tym Łukasz Koszarek oddał jeszcze niecelny rzut z naprawdę dalekiej odległości. Po syrenie kończącej pierwszą połowę ostro na ten temat wyrażał swoją opinię Filip Dylewicz i został za to ukarany przewinieniem.
Trzecia kwarta rozpoczęła się od dwóch celnych rzutów wolnych Berishy za wspomniany faul Dylewicza. W tej odsłonie to jednak trefl cały czas był stroną dominującą. Mniej więcej w połowie kwarty, po trójkach Łukasza Koszarka i Adama Waczyńskiego, przewaga sopocian osiągnęła swoje maksimum. Anwil przegrywał 35:49. Nie oznaczało to jednak złożenia broni przez gospodarzy. Skutek zaczęła przynosić obrona strefowa zastosowana jakiś czas wcześniej przez trenera Mutapcicia. Trefl od tego momentu miał spore problemy ze zdobywaniem punktów, a Anwil konsekwentnie niwelował straty. Przed ostatnią odsłoną cały czas przegrywał, ale już tylko 47:53.
W ostatniej kwarcie można było oczekiwać wielkich emocji i tak też właśnie było. Wydawało się, że Trefl cały czas kontroluje wydarzenia na parkiecie, ale Anwil trzymał się bardzo blisko swoich rywali. Na 45 sekund przed końcem goście po dwóch celnych osobistych Marcina Stefańskiego (2 pkt) prowadzili pięcioma punktami. Wydawało się, że są już o krok od ostatecznego triumfu. Nadzieję w serca włocławskich kibiców przywrócił jednak Dardan Berisha, który trafił z dystansu. W niezwykle ważnej akcji ciężar na swoje barki wziął Łukasz Wiśniewski. Długo rozgrywał piłkę, gdyż był świetnie broniony przez Johna Allena. Gdy zdecydował się oddać rzut został nawet jeszcze zablokowany przez Amerykanina. Trefl utrzymał się jeszcze przy piłce, ale rzut za trzy Adama Waczyńskiego zupełnie minął cel. Anwil miał jeszcze 15 sekund, jeden punkt straty i piłkę meczową w swoich rękach. Dokładnie mówiąc to miał ją w swoich rękach Krzysztof Szubarga. Długo kozłował, wydawało się, że nie wie za bardzo co zrobić. Ostatecznie rzucił za trzy nad Koszarkiem i trafił! „Hala Mistrzów” oszalała z radości! Anwil wyszedł na pierwsze prowadzenie w tym meczu. Trefl miał do dogrania jeszcze niecałe 3 sekundy, ale nie zdołał w tym czasie odmienić losów spotkania. Gospodarze wygrali to spotkanie 72:71.
Ciężko uwierzyć, że Trefl przegrał to spotkanie. Główne atuty przez znaczną część spotkania były właśnie po stronie gości. Anwil wyszedł na prowadzenie tylko raz, w samej końcówce, po szczęśliwej trójce trafionej przez Szubargę. Włocławianie pokazali w kilku momentach charakter godny pochwały, ale szczęście na pewno też im pomogło. Pewne powiedzenie mówi jednak, że szczęście sprzyja lepszym. Według mnie to jednak nie Anwil wygrał to spotkanie, ale trefl przegrał…
Krzysztof Szubarga zagrał niczym bohater ostatniej akcji. Trafił decydujący rzut i zapewnił swojej drużynie zwycięstwo. Trzeba jednak zaznaczyć, że przez całe spotkanie nie zachwycał. Jego dorobek to 11 punktów i 4 asysty. Z kreowaniem gry oraz kryciem Koszarka miał jednak problem. W ogóle kreatorzy gry Anwilu nie zachwycili. Marcin Nowakowski spędził na parkiecie zaledwie 4 minuty i wyglądał na przestraszonego. Poza tym nic nie zaprezentował. Miałem wrażenie, że gra gospodarzy lepiej wygląda, gdy nie było akurat na parkiecie typowego rozgrywającego.
Dobrą grę natomiast kolejny raz zaprezentował Corsley Edwards. Zdobył 22 punkty oraz zebrał 9 piłek. Amerykanin jest bez wątpienia ważnym punktem zespołu. Nic dziwnego, że Anwil właśnie na nim najczęściej opiera swoją grę, gdyż Edwards jeśli sam nie zdobędzie punktów to bardzo często wymusi faul. Pod koszem bardzo dzielnie wspierał go Seid Hajric (12 pkt i 7 zb). Bośniak z polskim paszportem był bardzo aktywny. Siły Anwilu trzeba szukać właśnie pod koszem, bo wspomniany duet jest zagrożeniem dla każdego rywala.
Z graczy obwodowych Anwilu na największe brawa zasłużył Dardan Berisha. Zdobył 16 punktów i zebrał 7 piłek. Włożył w ten mecz mnóstwo woli walki. Widać było, że strasznie zależy mu na zwycięstwie. Pokazał, że jest chłopakiem z charakterem.
John Allen był dzisiaj wyraźnie niedysponowany rzutowo. Zdobył zaledwie 2 punkty na skuteczności 0/7 z gry oraz 2/2 z wolnych. Trzeba jednak zaznaczyć, że mimo to Amerykanin wykonał kawał świetnej roboty na parkiecie. Kolejny raz udowodnił, że jest niezwykle wszechstronnym zawodnikiem. Szuka gry i widzi lepiej ustawionych partnerów. Potrafi również zawalczyć pod koszem. Oprócz raczej mizernego dorobku punktowego Allen dołożył jeszcze 7 zbiórek i 4 asysty. Nie można również zapominać o jego bardzo dobrej grze w defensywie. Spore problemy miał z nim Koszarek, a w niezwykle ważnej akcji zablokował Waczyńskiego.
Przyjęło się, że katem Anwilu najczęściej bywa Filip Dylewicz. Tym razem tak jednak nie było. Silny skrzydłowy Trefla zanotował na swoim koncie 9 punktów oraz 8 zbiórek. Większość z tego dorobku miał już do przerwy. W drugiej części meczu był już znacznie mniej widoczny.
Podczas tego meczu inny zawodnik Trefla był bliski otrzymania tego tytułu. Łukasz Koszarek rozegrał naprawdę bardzo dobre zawody. Świetnie rozgrywał, a kiedy była taka możliwość to rzucał. Zaowocowało to 18 punktami i 10 asystami. Grał jak prawdziwy profesor i był liderem swojego zespołu. Dziwię się jednak dlaczego w decydujących momentach to Koszarek nie wziął odpowiedzialności na własne barki… To był kolejny mecz, gdy ten reprezentacyjny rozgrywający mnóstwo czasu spędził na parkiecie. Tym razem rozegrał aż 39 minut. Ciekawe czy Koszarek jest jakimś cyborgiem czy może jednak pewnego dnia dopadnie go zmęczenie wynikające z przeciążenia organizmu.
Siłą Trefla była także para zawodników, a mianowicie Adam Waczyński i Łukasz Wiśniewski. Polacy pokazali, że potrafią zdobywać punkty i nie można im pozwolić na zbyt wiele, bo mogą być śmiertelnie niebezpieczni. Wiśniewski zdobył 11 punktów, a Waczyński 17 punktów.
Anwil Włocławek – Trefl Sopot 72:71 (15:18, 12:17, 20:18, 25:18)
Anwil: Edwards 22 (9 zb), Berisha 16 (7 zb), Hajric 12 (7 zb), Szubarga 11, Majewski 5, Lewis 4, Allen 2 (7 zb), Wołoszyn 0, Nowakowski 0
Trefl: Koszarek 18 (10 as), Waczyński 17, Wiśniewski 11, Dylewicz 9 (8 zb), Turek 9, Burgess 5 (7 zb), Stefański 2, Horne 0, Cummings 0