Gdy Louis Hinnant podpisywał kontrakt z Anwilem Włocławek miał być pierwszym rozgrywającym tego zespołu. Jego zmiennikiem miał być młody Marcin Nowakowski. Hinnant przykuł uwagę działaczy włocławskiego klubu już podczas testów, które odbył w Anwilu jeszcze podczas poprzedniego sezonu. Pozostawił po sobie dobre wrażenie i jedyne co stanęło na drodze przed podpisaniem kontraktu był uraz, którego nabawił się zawodnik. Latem jednak Hinnant był już gotowy do gry i postanowiono powierzyć mu rolę kreatory gry drużyny.
Wszystko jednak zmieniło się, gdy Anwil poszukiwał jeszcze jednego zawodnika z polskim paszportem po nieudanej przygodzie z Tomaszem Cielebąkiem (nie przeszedł testów medycznych). Trudno było znaleźć wartościowego Polaka pod kosz, więc zwrócono się w stronę obwodu. W taki sposób do Włocławka wrócił Krzysztof Szubarga. To właśnie on przejął od razu funkcję pierwszego rozgrywającego.
Można było zaobserwować, że trzech rozgrywających to jak na Anwil za dużo. W meczach sparingowych znaczną większość minut zgarniał Szubarga, a Hinnant oraz Nowakowski musieli zadowolić się o wiele mniejszymi epizodami. Amerykanin w czasie, który otrzymywał od trenera nie potrafił jednak zaprezentować się z dobrej strony. Grał po prostu poniżej oczekiwań, a na dodatek blokował minuty dla Nowakowskiego, który obecnie musi jak najwięcej grać, żeby się rozwijać. To spowodowało, że postanowiono się pożegnać z Hinnantem. Od zagranicznych graczy powinno oczekiwać się więcej i dlatego cieszę się, że młody talent polskiej koszykówki będzie miał więcej okazji, aby zaprezentować się na parkiecie. Na dodatek, Hinnant nie grał za darmo…