W spotkaniu o trzecie miejsce na turnieju Kasztelan Cup, Śląsk Wrocław przegrał z tureckim Tofasem Bursa 61-66.
Śląsk Wrocław – Tofas Bursa 61-66 (20-19, 7-16, 20-20, 14-11)
Punkty dla Śląska: A. Vairogs 14, P. Buczak 10, A. Mladenović 9, R. Skibniewski 7, S. Bogavac 6, B. Bochno 5, Q. Calhoun 5, P. Graham 4, J. Koelner 1, P. Niedźwiedzki 0.
Punkty dla Tofasu: Nichols 14, Ruzić 13, Buckman 11, Koc 9, Sipahi 6, Steele 6, Can Ozcan 4, Altintig 2, Geyik 1, Dokuyan 0.
W piątkowym meczu Śląsk podobnie jak dzień wcześniej popełniał zbyt wiele błędów i grał bardzo nierówno. Trener Miodrag Rajkovic postanowił przeciwko Tofasowi zagrać szerszą rotacją, dzięki czemu na parkiecie pojawił się nawet Jakub Koelner.
Śląsk rozpoczął bardzo słabo. Pojawiły się problemy z grą pod koszem, zarówno w ataku jak i obronie. Większość punktów w pierwszej kwarcie wrocławianie stracili właśnie z pomalowanego. Przez większość tej odsłony Tofas prowadził kilkoma punktami. W końcówce jednak dzięki siedmiu punktom Pawła Buczaka i jego trójce na minutę przed końcem kwarty, Śląsk objął pierwsze prowadzenie w meczu i ostatecznie wygrał 20-19.
Z naszych informacji wynika, że Rajkovic chciał sprawdzić dzisiaj głównie podkoszowych i Paula Grahama. Istnieje możliwość, że jeden lub dwóch graczy ekipy z Dolnego Śląska jeszcze przed rozpoczęciem sezonu opuści barwy WKS-u.
Właśnie Graham rozegrał całą pierwszą kwartę jako playmaker i nie pokazał nic ciekawego. Tak jak w meczu z Anwilem nie potrafił konstruować akcji zespołu, a i rzutowo był bardzo słabo dysponowany. Drugą kwartę polska drużyna zaczęła podobnie jak poprzednie spotkanie. Przez ponad pięć minut nie potrafili zdobyć punktów i Tofas objął ponad dziesięciopunktowe prowadzenie.
Pod koszem nie radzili sobie ze swoimi rywalami z Turcji Aleksandar Mladenovic i Paweł Buczak. W sumie cały zespół Śląska spudłował w drugich 10 minutach aż dziewięć rzutów osobistych. Ostatecznie do przerwy Tofas prowadził 35-27.
Początek trzeciej odsłony to dramatyczna postawa Śląska. W 24 minucie po trafieniu Nicholasa Turcy wygrywali już 51-31. Co ciekawe trener Rajkovic nie poprosił o czas, a pozwolił „działać” swoim zawodnikom.
Kiedy wydawało się, że mecz jest już rozstrzygnięty, wrocławianie przeszli do ofensywy. Dziewięć punktów z rzędu Vairogsa i cztery Roberta Skibniewskiego spowodowało, że WKS odrobił większość strat i przed czwartą kwartą było tylko 47-55. Kiedy Skiba trafił za trzy na samym początku czwartej „ćwiartki” było już tylko 50-55. Niestety przez kolejne trzy minuty Śląsk nie potrafił zdobyć punktów i Tofas ponownie odskoczył.
Śląsk zniwelował jeszcze straty do dwóch oczek (56-58), ale w końcówce zabrakło spokoju w rozgrywaniu akcji i strzelca, który mógłby wziąć ciężar rzucania na siebie. Ostatecznie zespół z Wrocławia zajął czwarte miejsce w turnieju.
Dwa rozegrane we Włocławku mecze pokazały gdzie trener Rajkovic ma największe braki. Zespołowi potrzeba silnego podkoszowego, mogącego zdominować walkę na tablicach i zdobyć kilka punktów. Największą bolączką jest jednak jak już pisałem wyżej brak typowego strzelca. Paul Graham nie spełnia oczekiwań i zdaje się, że może nie doczekać pierwszego spotkania w PLK.