Zabrakło zbiórek by awansować do drugiej rundy.
To miał być nasz historyczny dzień podczas litewskiego Eurobasketu. Dziesiątki tysięcy polskich fanów basketu marzyło dziś o tym by poniedziałek stał się drugą niedzielą polskich koszykarzy. Po wielkiej euforii jaka zapanowała po największym wydarzeniu w karierze niejednego polskiego kadrowicza nastąpiły smutek, żal i gorycz porażki.
Niestety do pełni szczęścia i postawienia kropki na 'i’ w tym turnieju zabrakło naprawdę niewiele. Właściwie to kilku zbiórek i paru punktów rezerwowych..
Wielką krzywdę wyrządził nam skrzydłowy Chicago Bulls – Luol Deng – którego wszędzie było pełno. Nie tylko mijał naszych obrońców jak przysłowiowe tyczki, ale również trafiał z ósmego metra i zbierał, wydawałoby się, niczyje piłki. Sudańczyk z paszportem brytyjskim, którego brat swego czasu grał we Wrocławiu, zagrał fantastyczne zawody notując: 26pkt/14zb/6as/2 przech. Oj szkoda ,że nie mamy takiego Denga..
Katem numer dwa polskiej kadry okazał się Joel Freeland, autor 27 pkt i 11 zb. Drobna uwaga ten podkoszowy był dziś genialny pod względem swojej skuteczności, a zanotował 12/12 z gry i 13/13 z osobistych. Perfect score!
Teraz weźmy się za naszych. Po wczorajszych genialnych posunięciach w końcówce meczu z Turcją mam małe uwagi do naszego opiekuna – Alesa Pipana. Słoweniec nie miał dziś już tak jasnych myśli i nie potrafił podczas spotkania zareagować na wielką dominację Anglików w polu trzech sekund. Polacy zagrali bardzo pasywnie na tablicach, a wynik 25:46 w zbiórkach zostawia wiele do życzenia, delikatnie ujmując (!) Szymon Szewczyk bardzo słabo atakował tablicę rywala, zbyt często goszcząc na obwodzie, ze słabym skutkiem (0/4 zza łuku; praktycznie nie grał tyłem do kosza i nie walczył w pomalowanym tak jak potrzeba). Paweł Leończyk i Piotr Szczotka zebrali łącznie w 22 minuty jed-ną piłkę. Zdecydowanie zabrakło walki w polu trzech sekund.
Rezerwowi. Niestety nie dał im wielkiej szansy pokazania się trener Pipan. Piotr Szczotka zagrał ledwie 7 minut,Piotr Pamuła jeszcze mniej bo 6, a Robert Skibniewski – 8. Efektem tego był ich zerowy dorobek punktowy. Moje spostrzeżenie – Skibniewski dał dobrą zmianę w czwartej kwarcie zaliczając dwie asysty i przechwyt w trzy minuty gry. Po jego wejściu na plac wyszliśmy na prowadzenie. Chwilę później i na 5 minut do końca opiekun naszej kadry ściągnął Skibę stawiając na Koszarka. Notabene Łukasz wyglądał dziś bardzo przeciętnie notując najsłabszą skuteczność w zespole – 4/14 z gry. Po tej powrotnej roszadzie na placu gry zapanował chaos (Kelati za długo przetrzymywał pilkę, a Szewczyk znów niecelnie rzucał zza łuku). Brakowało przemyślanej i ustawionej akcji . Strata Szewczyka, fatalnie rozegrany szybki atak 3 na 1 (pomysł pary Berisha-Kelati) i jeszcze gorsza postawa biało-czerwonych w obronie (kolejne łatwo oddane zbiórki pod własnym koszem min. niczyja piłka dobita przez Denga). Na niespełna dwie minuty przed końcową syreną, wygrana wyjechała na Wyspy Brytyjskie.
Przegraliśmy ogromną szansę na fajny sukces. Sukces, który był tak blisko. By pokonać Great Britain trzeba było użyć szerszej rotacji graczy, agresywniejszej obrony, kilku wariantów w ofensywie więcej (stanowczo za wiele rzutów za trzy i za mało gry w polu trzech sekund), a przede wszystkim lepiej zastawiać olbrzymów z Wysp. Wielka szkoda bo obwodowi Anglików to nie jacyś wielcy wirtuozi basketu.
Cytat dnia: Luol Deng do Hedo Turkoglu „jesteś mi winien wakacje w Turcji”
Zastanawiam się czy stawka spotkania mogła wpłynąć na postawę naszych? To już jednak historia. Kończymy te mistrzostwa z pewnym niesmakiem, ale i z nutką optymizmu na lepsze jutro, z niezapomnianymi wrażeniami w co najmniej dwóch potyczkach i z wielką, niespełnioną nadzieją na awans. DZIĘKUJEMY WAM KADROWICZE – basket znów był na pierwszym miejscu w kraju przez kilkanaście godzin. Mecz z Turcją na zawsze zostanie w naszych głowach i sercach jako największe koszykarskie wydarzenie dekady w Polsce. Dla niejednego z Was było to pewnie niezapomniane przeżycie, które zaprocentuje lada dzień!
Pozostałe wyniki:
Zgodnie z oczekiwaniami miejscowych fanów, gospodarze ograli kopciuszka naszej grupy Portugalię. Aż 6 graczy trenera Kemzury zaliczyło granicę 10 oczek. Co ciekawe, po udanym otwarciu przez miejscowych, goście wzięli się za odrabianie strat do drugiej odsłonie spotkania i dogonili faworytów potyczki. Trzecia i czwarta kwarta jednak rozwiały nadzieję Portugalczyków na równą grę. 57 oczek w następnych 20 minutach pozwoliło Litwie przejść do drugiej rundy turnieju z jedną porażką (z Hiszpanią).
Liczby spotkania: pojedynek rezerwowych 48:21 dla Litwy. Zbiórki również częściej padały łupem zielono-żółtych (40-26).
Portugalia – Litwa
69:98 (16:28, 19:13, 15:27, 19:30)
Portugalia: Andrade 16, Tavares 14, da Silva 10, Santos 9, Evora 8, Miranda 5, Fonseca 3, Minhava 2, Goncalves 2.
Litwa: Jasikevicius 14, Pocius 14, Kaukenas 13, Jasaitis 12, Kalnietis 10, Valanciunas 8, Lavrinović 8, Jankunas 6, Songaila 6, Delininkaitis 4, Javtokas 3.
Szlagierowa potyczka w grupie „A” przyniosła wiele zwrotów akcji. Aktualni mistrzowie zagrali to spotkanie bez pauzującego Paua Gasola (decyzja trenera). Trzeba przyznać, iż do przerwy szło im całkiem dobrze, a wiele punktów padło z rąk zastępujących gwiazdę Lakers: Marca Gasola, Serge’a Ibaki i Felipe Reyesa. Kiedy po trzeciej kwarcie gracze Scariolo prowadzili różnicą 7 oczek mało kto z nas zakładał to co się stało podczas finałowych 10 minut.
Ersan Ilyasova zdominował grę na tablicach (11zb) a Emir Preldzić udanie prowadził ataki Turków (18pkt). Jeśli dołożymy do tych wydarzeń fakt zatrzymania Juana Navarro na trzech celnych rzutach przez cały mecz (przy 12. próbach) to nie zdziwi już nas chyba inny detal tj. ledwie dwa oczka Hiszpanów w kluczowych 10 minutach (!!). Mimo tej porażki tryumfatorzy polskiej imprezy wygrali grupę „A”.
Hiszpania – Turcja
57:65 (19:10, 19:25, 17:14, 2:16)
Hiszpania: M. Gasol 12, Reyes 11, Fernandez 11, Ibaka 9, Navarro 9, Calderon 5.
Turcja: Preldzić 18, Turkoglu 12, Asik 12, Arslan 10, Ilyasova 6, Onan 5, Kanter 2.