Co z tą Polską (koszykówką)?
Z pewnym zaciekawieniem patrzyłem w stronę polskiej kadry i jej przygotowań pod kątem poprzedniego Eurobasketu, który był rozegrany na naszej ziemi. Wielu wówczas zagranicznych dziennikarzy przecierało oczy ze zdumienia, że niektóre nasze obiekty odbiegały mocno od europejskich standardów, a baza hotelowo noclegowa była postrzegana jako nie gotowa na tego typu imprezę. Zarzucano nam zbyt mały rozgłos w perspektywie promowania tak wielkiej imprezy.
Miałem wtedy nadzieję, że ta impreza za sprawą Marcina Gortata, Macieja Lampego, a nawet Davida Logana przyniesie lepsze czasy naszej koszykówce i stworzy – ostatnio tak lansowany przez media i szefa Polskiego Związku Koszykówki – „kult reprezentacji”. Miałem nadzieję na ponowny „boom” jakiego doświadczyłem w latach 90’tych. Niestety okazałem się nędznym marzycielem, a po dwóch latach cała kadra jest w jeszcze gorszej kondycji niż zakładałem..
Wtrącając jedno zdanie przy dłuższym wstępie, gromkie brawa dla kolegów z redakcji „3sekundy” za skuteczną akcję przywrócenia orzełka na piersi.
Minęły mistrzostwa – pozostał duży niesmak bo ogromnym apetycie – a minimalna porażka z Serbią (późniejszym wicemistrzem Europy) sugerowała nie tak wielki dystans do europejskiej czołówki. Jednak jak w przysłowiu – każdy kij ma dwa końce..
W trakcie imprezy Marcin Gortat potrafił wbić przysłowiową szpilkę w plecy ówczesnego trenera Mulego Katzurina pod kątem scoutingu (Izraelczyk nigdy nie słynął ze szkolenia graczy, ale z wymagania od nich czasami nie wiadomo czego? sprawa tyczyła się odpuszczania graczy przy rzutach zza łuku).
Okazało się też, iż David Logan załatwił sobie jakże potrzebny, polski paszport do większej europejskiej koszykówki i zrobiłby to pewnie również za duże pieniądze w jednym z post radzieckich krajów (dziś jest o krok od greckiego Panathinaikosu dzięki polskiemu ID).
Jeszcze przed Eurobasketem zrezygnowano z usług – murowanego do dwunastki gracza – Filipa Dylewicza. Jeden z największych talentów w polskim baskecie od kilkunastu lat, nie przypadł do gustu ówczesnemu opiekunowi kadry (kibice i fani Dyla grzmieli na forach), ale przyjął całe zajście z honorem, prowadząc naszą kadrę w następnych eliminacjach (latem 2010).
Do dziś zostanie nam w pamięci wygrana we wrocławskiej Hali Stulecia z gospodarzami nadchodzącego Eurobasketu – Litwinami. W tym spotkaniu popisową partię rozegrał pierwszy z wielkich nieobecnych nowego turnieju – Michał Ignerski (jego trzy trójki w czwartek kwarcie rozbiły defensywę rywali).
Litwa – w ogóle nie powinno nas tam być ?! Większość z nas, do niedawna, patrzała na kadrę przez pryzmat osoby Marcina Gortata, również jako naszą nadzieję na lepsze dni. Należy jednak dobrze Wam odświeżyć pamięć, przypominając wydarzenia zeszłego lata – kadry Igora Griszczuka. Otóż, gdyby nie dodatkowe ustalenia FIBA (z 16 do 24) co do ilości drużyn, nie mielibyśmy nawet prawa myśleć o Eurobaskecie 2011. Warto nadmienić – białoruski szkoleniowiec miał w swoim składzie więcej gwiazd niż obecny wódz – Ales Pipan. Pokonać wyraźnie reprezentacji Belgii, Gruzji, Portugalii czy Bułgarii (Węgry odpadły w dodatkowych kwalifikacjach a my dostaniemy do grupy Portugalię lub Finów podczas ME) nie potrafili Maciej Lampe, Marcin Gortat, Thomas Kelati, Łukasz Koszarek, Filip Dylewicz i Adam Hrycianiuk.
Selekcja: Przygotowania rozpoczęły się od wyboru – długo oczekiwanego, bo ponad pół roku czekaliśmy – następcy trenera Griszczuka. Został nim Ales Pipan, drugi Słoweniec w historii trenowania polskiej kadry. Doświadczenie ma on całkiem sporo, bo kwalifikacje zdobył z czasów pracy ze swoją ojczystą kadrą oraz graczami pokroju Lakovića, Udriha, Lorbeka czy Brezeca. Dodatkowym atutem jednak była znajomość polskich realiów od tzw. podszewki. Pipan ma na swoim koncie pracę w PLK z Anwilem Włocławek. Z wyborem trenera też się wiąże pewna, osobna historia. Czekaliśmy na trenera z wysokiej europejskiej półki ala Pesić, a dostaliśmy coacha bez większego sukcesu na arenie międzynarodowej (wysokiej półki trener miał zagwarantować większe chęci do gry naszych czołowych stranieri, a sparingi pod jego egidą miały być początkiem gry mocniejszej niż eliminacjach Polski).
Za wyborem trenera czekaliśmy na dobór kluczowych graczy kadry. Każdy z nas liczył na osobę Marcina Gortata, a ostrzyliśmy sobie apetyty na występy w kadrze przy osobie MVP ligi rosyjskiej Macieja Lampego. Wiadomo było, że skład Polaków musi wesprzeć Thomas Kelati. Te trzy postacie miały być liderami nowej drużyny Pipana, myślącej realnie o wyrównanych bojach z Litwinami lub Hiszpanami.
Nadszedł dzień reprezentacyjnych powołań i doznaliśmy małego szoku. Do wiadomości publicznej podano o rezygnacji z gry z orzełkiem na piersi – Filipa Dylewicza. Maciej Lampe tłumaczył się osobistymi powodami i rodzinnymi sprawami. Michał Ignerski, musiał poddać się operacji łokcia, po całkiem udanym sezonie w Turcji. Naszym mężem opatrznościowym miał być center Phoenix Suns. Tę historię znacie jednak już z różnych perspektyw i także od strony ubezpieczenia gracza.
Straciliśmy nasze atuty: Marcin Gortat miał dominować pod koszami i być ostoją naszej obrony, Maciej Lampe wg optymistycznej wizji miał bić się jak równy z równym z najlepszymi przeciwnikami z Turcji bądź Litwy. Thomas Kelati za swoimi świetnymi występami w rosyjskiej Superlidze mógłby też wstrzelić się w czołową 10. pod względem zdobyczy punktowych (niestety na kadrę przyjechał słabo przygotowany bo po zabiegu artroskopii kolana). Cały ciężar gry będzie spoczywał na barkach Szymona Szewczyka, Łukasza Koszarka (na co dzień obaj grali w lidze włoskiej), Adama Hrycaniuka (ma na swoim koncie niejedno przetarcie na euroligowych parkietach) oraz graczach z Polskiej Ligi Koszykówki.
Na jaki wynik liczymy: bądźmy szczerzy – dla nas występ na litewskim Eurobaskecie jest grą o honor. Podczas przygotowań graliśmy i dalej gramy bardzo nierówno. Mamy momenty dobrej gry, połączone z momentami tzw. zastoju. Drugie kwarty tych ostatnich sparingów to bolączka całej drużyny, razimy nieskutecznością i prostymi błędami w ataku. Wychodzi też niedoświadczenie w końcówkach spotkań (mamy w składzie graczy, którzy na imprezie tej rangi zagrają pierwszy a może nawet i ostatni raz. Mowa o : Wiśniewskim, Pamule i Leończyku. Jak dotychczas udało nam się w przygotowaniach zwyciężyć tylko zespoły prezentujące zbliżony do naszego poziom jak: Bułgaria i Bośnia i Hercegowina. Dwukrotnie przegraliśmy ze Słowenią, Włochami i Izraelem. Ograli nas też pozbawieni gwiazd Grecy.
Ostatnie dwa mecze przed ME zagramy z Rosją i ponownie z Izraelem.
Cele: Musimy wygrać spotkanie z rywalem z dodatkowych kwalifikacji tj. Portugalią bądź Finlandią by nie zostać tzw. chłopcami do bicia. Ponadto postarać się o tryumf z reprezentacją jednej wielkiej gwiazdy – Luolem Dengiem – Wielką Bryatnią. Anglicy nie są drużyną nie do pokonania, a w sparingach idzie im niedużo lepiej niż naszej kadrze. Dwie wygrane bez naszych najlepszych i nieobecnych gwiazd można by uznać za przysłowiowe minimum. Warto dodać, iż tyle wygranych odnieśliśmy podczas polskiego Euro, a dla innego przykładu, przed czterema laty, w Hiszpanii, przegraliśmy 3 mecze z rzędu, kończąc imprezę z przysłowiowym zerem (3 punktami – bo w koszu za porażkę mamy jeden punkt). Na pewno będziemy też dopingować naszych w ciężkich konfrontacjach i o jak największe zajście za skórę – z Hiszpanią, Turcją i Litwą.
Najwięksi nieobecni: Gortat, Lampe, Logan (nie do końca wiadomo dlaczego nikt z nim nie podjął rozmów?), Czyż (czy ktoś z nim się kontaktował; w rozmowie z naszą redakcją sugerował, że planuje mocne przygotowania do sezonu NCAA), Ignerski (kontuzja i rehabilitacja).
Na koniec – nurtujące mnie pytanie – czemu podczas tych przygotowań (jeśli mówimy o kulcie reprezentacji i tworzeniu dobrego wizerunku jej min. poprzez właściwą promocję) – żaden fan basketu nie miał okazji obejrzeć sparingu Polaków w polskiej telewizji czy na własne oczy, w którejś z polskich hal?!
4 komentarze/y