Ogromną metamorfozę po nieudanej inauguracji sezonu w PLK przeżyła ekipa brązowych medalistów ostatnich Mistrzostw Polski. Po małych korektach w składzie i zmianie trenera popularni Farmaceuci podbijają już nie tylko serca swoich fanów, ale i otwierają oczy niedowiarkom. Na papierze jest to team bez gwiazd i jest to największa zaleta tego zespołu, prowadzonego przez niedawnego króla asyst PLK – Zorana Sretenovića.
Podopieczni serbskiego szkoleniowca wygrali 9. kolejnych spotkań w rozgrywkach Pucharu Polski, zdobywając to trofeum po heroicznym wysiłku, przy absencji swojego punktowego lidera – Michaela Hicksa. Zostając również jedyną niepokonaną drużyną. Wcześniej, skompletowali oni serię 6. wygranych w PLK, odprawiając z kwitkiem ligowych faworytów jak Anwil, Trefl i Czarni. Na tych dwóch ostatnich ekipach biorąc srogie rewanże za porażki w pierwszej rundzie rozgrywek.
Gwiazdą jest zespół to filizofia i maksyma trenera Sretenovića, a każdy zawodnik, wykonuje odpowiednio ważne zadanie. Od każdego gracza sporo się wymaga, ale trener obdarza każdego swojego podopiecznego nie tylko mentalnym wsparciem, ale i 100% zaufaniem. Z meczu na mecz, Kociewskie Diabły rozwijają się, z gry na grę odkrywamy, podczas kolejnych 40 minut, kolejnego bohatera z małego Starogardu Gdańskiego. Kibice kojarzą z polskiego podwórka Michaela Hicksa (eks Basket Kwidzyn), wspominają Tomasza Cielebąka (eks Kager Gdynia, Kotwica Kołobrzeg, Śląsk Wrocław), wracają „pod hasłem Śląsk” do osób Kamila Chanasa i Roberta Skibniewskiego. Jeśli jeszcze ktoś śledził rozgrywki akademickie w USA to nazwisko Deonty Vaughna też nie jest mu obce. Bądźmy jednak realistami, żaden z tych graczy, nie wygra meczu w pojedynkę..
Wiedział o tym Paweł Turkiewicz budując drużynę od końca sierpnia poprzedniego roku, kiedy sprowadził znanych mu z czasów Śląska Wrocław graczy jak Karol Szpyrka, Adrian Mroczek, Kamil Chanas czy Tomasz Cielebąk. Tworząc zespół w oparciu o anonimowych dla nas graczy, jak Brian Gilmore czy Kirk Archibeque. Miała być to tzw. mieszanka doświadczenia z młodością. Miało to być również nowe wyzwanie, dla prowadzącego pierwszy raz od początku sezonu team w PLK – Turkiewicza.
Warto podkreślić, iż ten młody szkoleniowiec zastał w Starogardzie gruzy po swoim „brązowym” poprzedniku (co, ciekawe obaj współpracują ze sobą teraz w PBG Baskecie) – Milji Bogiceviću (prywatnie koledze Sretenovića). Zespół miał się narodzić od początku, a budżet klubowy nie był imponujący (stąd też pierwszy cel walka o ósmkę i play off). W międzyczasie – co też było powodem wyjazdu Bogicevića – klub zrezygnował z walki o europejskie puchary. Punktem wyjścia miało być mocne przygotowanie do sezonu graczy Polpharmy i tak też się stało.
Widoczne to było w pierwszych ligowych kolejkach, gdy zespół z Kociewia doznał sensacyjnej porażki z beniaminkiem z Tarnobrzega. Następnie – znów w końcowce – uległ ekipie swojego poprzedniego coacha. W klubie wykorzystano moment, kiedy z Anwilem żegnał się Robert Skibniewski, a gracz, który doskonale znał i zna prowadzącego zespół Tukiewicza z Wrocławia, miał pomóc trenerowi ułożyć grę Polpharmy. Niestety – pierwsze koty za płoty – w debiucie Skiby jego nowy zespół dostał tęgie lanie w Ergo Arenie. Po tym meczu podniosły się pierwsze głosy o zagrożonej posadzie młodego – bo prowadzącego dopiero drugi raz w karierze – zespół w PLK – szkoleniowca.
Mecz z zaskaującym liderem TBL – Czarnymi Słupsk – miał być ostatnią deską ratunku dla Turkiewicza – a okazał się gwoździem do przysłowiowej trumny.. To taki wielki skrót tego, co zastał Zoran Sretenović, bożyszcze kibiców Stali Ostrów Wlkp. Wraz z byłym koszykarzem Anwilu Włocławek, a obecnym prezesem klubu ze Starogardu (przejął schedę po Jarosławie Poziemskim, który wyemigrował również do Poznania) postanowili kontynuować i tylko nieco zmodyfikować pracę poprzedniego prowadzącego. Jedyną korektą w składzie okazało się pozyskanie brązowego medalisty poprzedniego sezonu – Urosa Mirkovića. Warto podkreślić też, że Zoran zaczął pracę w PLK z „wysokiego C” i wygranej we Włocławku. Był to niezwykle ważny mecz dla dwójki Chanas – Skibniewski, którzy nie zawiedli w jaskini Rottweilerów.
Przez okres trzech miesięcy, nowy trener znalazł wspólny język z zawodnikami (włada dobrze po polsku i angielsku), umiał przestawić ich myślenie – dając więcej swobody, znalazł też wspólną koncepcję na granie przy sporej asyście każdego gracza. Efekt; każdy zawodnik potrafi i może się dobrze sprzedać, mając znaczący udział w zwycięstwach zespołu. Dla przykładu: początkowo za Sretenovića typowym liderem i strzelcem numer jeden stał się Hicks. Grudzień był spod znaku Skiby i Hasana, by styczeń był pół na pół dla Vaughna i Mirkovića. Gdzieś w międzyczasie do wyżej formy doszli Archibeque i bohater ostatniej ligowej potyczki z Anwilem – Gilmore. Kolejny efekt to 6. wygranych z rzędu w PLK i drugie miejsce w ligowej tabeli. Jeśli każdy z nas spojrzy trzeźwo na poprzednie miesiące to powinien przypomnieć sobie słabą formę Hicksa, nierówną dyspozycję Skibniewskiego, grającego bez wyrazu Archibeque’a czy walczącego samemu z sobą w Zgorzelcu – Mirkovića.
Zespół Kociewskich Diabłów ograł kolejno Zastal Zielona Góra (19pkt miał Skibniewski), Siarkę Tarnobrzeg (tutaj błyszczał Vaughn), wziął rewanż na ekipie Bogicevića z Poznania (znów formą błysnął Vaughn), pokonał Czarne Pantery w ich jaskini (Mirković miał 4/4 za 3pkt), ograł Trefl (udana gra Amerykanów) i w końcu drugi raz w sezonie pokonał Anwil (najlepszy mecz i 17 pkt Gilmore’a). W następny weekend Diabły jadą do stolicy i będą faworytem potyczki z Czarnymi Koszulami, w drodze po 7. z rzedu wygraną!
To było w lidze..i w weekendy. W tygodniu bohaterowie minionego weekendu, mocno pracowali na swój pucharowy sukces, a dziś może nie każdy do końca wie jak ta droga wyglądała. Ku przypomnieniu; start w tej pucharowej przygody to potyczka w meczu bez historii – w drugiej rundzie PP – z drużyną Żuraw King Oscar Gniewino (65-88 na korzyść Polphy).
Wielka wizyta Mistrza Asyst Zorana w swoim „prawie rodzinnym Ostrowie” to drugi przystanek zdobywców Pucharu Polski. Były gromkie brawa, serdeczne przywitanie i w końcu łzy w oczach byłego playmakera Stalówki. Wynik 87-67 dla gości.
Trzecim przeciwnikiem okazała się drużyna Turowa Zgorzelec (rozgrywki grupowe na etapie 4. rundy PP), z którą mocno męczyli się Kociewiacy. Wynik 78-70 wcale nie oddaje przebiegu meczu, gdyż goszczący wówczas w Starogardzie gracze Turowa, wygrywali już w trzeciej odsłonie 20 oczkami! Na szczęście dla Polphy, pogoń w czwartej kwarcie prowadzona przez Roberta Skibniewskiego (9 pkt w 4kw.) przyniosła efekt.
W drugiej kolejce, 4. rundy PP, Kociewskie Diabły odprawiły z kwitkiem Zastal Zielona Góra (89-80). Ciekawy fakt, to po weekendowej wygranej na swoim parkiecie, kiedy Polpha zdeklasowała Zastal, głównie dzięki 19-punktowej zdobyczy Skibniewskiego, trener gospodarzy Tomasz Herkt, nie znalazł recepty na reprezentacyjnego rozgrywającego. Skiba tym razem zaaplikował rywalom 20 oczek, wyrównując swój rekord kariery!
Kolejny przystanek; to mecz bez historii z AZS-em Olsztyn (111-54). Była to też szansa Sretenovića na przegląd swoich rezerw i danie chwili odpoczynku swoim pierwszoplanowym postaciom.
6. stacja oznaczała konfrontację z AZS-em Koszalin. 89-70 dla gości zaskoczyło fanów zgromadzonych w Koszalinie. W rolach głównych wystąpili tym razem Hicks (19pkt) i Mirković (15pkt). 11. asyst w tym spotkaniu i swój rekord sezonu ustanowił Skibniewski.
Farmaceuci w ćwierćfinale ograli, po raz drugi w sezonie, PBG Basket Poznań (71-62). Mecz w Starogardzie był tym samym rewanżem za porażkę z poczatku sezonu, z czasów trenera Turkiewicza. Mirković, Gilmore, Vaughn i Skibniewski najbardziej dali się we znaki gościom, przekraczając granicę 10 oczek.
Półfinał mieliśmy w ostatni piątek z dramatycznym happy endem w wykonaniu Deonty Vaughna, a sekundy później blok rehabilitującego się za niecelne osobiste Mirkovića.. Zwycięstwo nad Mistrzem Polski (67-66) to była swego rodzaju sensacja. Punktowo najlepiej prezentowali się: Skibniewski (15), Mirković (14) i Vaughn (12). Jako osobistą porażkę można potraktować tylko dwa oczka na koncie Daniela Ewinga..
Ozdobą finału była już trzecia konfrontacja tego sezonu z Anwilem Włocławek. Co ciekawe, każda z trzech potyczek – prowadzonych przez Sretenovića – miało bardzo podobny przebieg. Start spotkania dla Rottweilerów, następnie pogoń Diabłów i rosnąca przewaga Farmaceutów. Kolejno, drugi oddech Kujawiaków i emocje do ostatniej minuty, w ferworze walki o wygraną. Zwycięstwo 75-67 Polpharmy Starogard Gdański oznaczało największy sukces w historii klubu z małego miasteczka. 13pkt i 7 asyst ( w tym dwie kluczowe akcje – 4pkt – w przeciągu ostatnich trzech minut) Roberta Skibniewskiego przyniosło mu największe w karierze indywidualne wyróżnienie.